Listopadowy, dżdżysty...

Listopadowy, dżdżysty wieczór w Londynie. Dżentelmen siedzi zamyślony przy kominku popijając brandy.
Rozlega się stukanie do drzwi. Na progu staje trzęsąc się z zimna przemoczona, olśniewająco piękna, niebieskooka, długonoga, długowłosa platynowa blondynka:
- Sir, tak strasznie zmarzłam!
- Zechce pani usiąść przy ogniu, madam!
Po chwili: Sir, to nie pomaga, zbyt jestem przemarznięta!
Dżentelmen otulił nieszczęśnicę pledem, podał filiżankę herbaty z rumem…
- To na nic, sir! Mój zmarły mąż zwykł w takich razach ogrzewać mnie swoim ciałem!
- Wybaczy pani, ale skąd ja pani wezmę, madam, o tej porze i przy takiej pogodzie ciało pani zmarłego męża?